Nokia E52 -1
FW: 034.001
Amatorski test
Pawelooss dla
NokiaHacking.pl
Słowem wstępu...
W mojej pierwszej recenzji chciałbym przedstawić okiem dociekliwego użytkownika popularny model Nokii E52 oraz postarać się porównać go z jego kultową poprzedniczką — Nokią E51, tudzież z jeszcze innymi starszymi modelami. Jako iż będzie to mój debiut w pisaniu subiektywnych opinii, prosiłbym o udzielanie się w temacie poprzez komentowanie tekstu i przedstawienie jego krytycznej oceny oraz ewentualnych wskazówek na przyszłość, za które to wdzięcznym będąc, plusami nagrodzę.
O modelu
Gdy 14 miesięcy temu przeczytałem informację o wypuszczeniu następcy Nokii E51, mocno się tym faktem zainteresowałem, gdyż ówczesny telefon już był dla mnie ideałem, a nadchodząca Nokia E52, choćby z nazwy i o ile projektanci by czegoś nie zmącili, miała być jeszcze lepsza. Specyfikacja urządzenia prezentowała się naprawdę zachęcająco: zaktualizowany system Symbian, poprawiony fotoaparat i funkcje internetowe, wbudowany moduł GPS, czujnik ruchu, ekran powiększony o prawie pół cala oraz znakomita bateria o teoretycznie prawie miesięcznym czasie czuwania!
Szybko jednak mój zapał się ostudził, a to za sprawą jednego feralnego zdjęcia, na którym był przedstawiony wariant... brązowy (oficjalnie Golden Aluminium). Od razu mnie zmroziło, skłaniając aż do komentarza: „Ale brzydal... W życiu bym się nie wymienił. A weźcie ten akcelerometr, ekran i superaśną baterię — ja wolę swoją [piękną] srebrną E51”. Na szczęście Nokia wypuściła później również inne warianty, w tym m.in. Silver, który posiadłem oraz moim zdaniem najładniejszy Black Silver nawiązujący do srebrnej E51 (jednak bez kolorowych słuchawek i klawiszy wyboru, co ujmuje nieco uroku), którego mimo przetrząśnięcia 20 komisów w centrum Katowic nie udało mi się znaleźć.
Oczywiście rozumiem w tym politykę producenta — każdy model telefonu powinien być charakterystyczny i odróżniać się od pozostałych. Niestety w tym przypadku wyszło to ze szkodą dla nowszego. Nie mówię tu oczywiście, że jest brzydki, bo jest całkiem przyjemny i należy do gamy najbardziej eleganckich modeli, ale to już nie ten design. Nie ma jednak za wiele co nad tym wzdychać, w końcu telefon kupuje się w gruncie rzeczy dla funkcjonalności, a ta okazała się naprawdę znakomita, co finalnie przekonało mnie do zakupu.
Pudełko, papiery, akcesoria dodatkowe
Swój telefon zakupiłem w Katowicach, dnia 08.07.2010, jako nówkę za kwotę 699 zł. Od razu sprawdziłem, że został on wyprodukowany w lutym tego roku, posiada oznaczenie Made in Finland, a wg „mitu 9 cyfry numeru IMEI” pochodzi z 4. serii produkcyjnej. Jest to o tyle istotne, ponieważ pierwsze serie były dość wadliwe, co początkowo model ten okryło złą sławą wywołując u mnie spore obawy przed zakupem. Narzekano m.in. na felerne softy 011 i 02x oraz kiepskie obudowy, które po paru miesiącach użytkowania zaczynały się rozczepiać. Na szczęście były to jedynie choroby wieku dziecięcego — firmware w moim egzemplarzu od razu zaktualizowałem z wersji 033.002 do najnowszej 034.001 i zhackowałem, a mając obudowę od razu z serii nowszej niż druga nie widzę na razie żadnych złych symptomów i mam nadzieję, że tak zostanie.
Po zaszyciu się w ustronne miejsce i ochłonięciu z emocji po zakupie, zacząłem zajmować się po kolei całym kompletem. Samo pudełko okazało się bardzo pojemnym prostopadłościanem o wielkości takiej samej jak to od Nokii 3110c, co wg mnie jest korzystne, gdyż opakowanie od Nokii E51 było zbyt wielkie i „rozpłaszczone”. W środku znajduje się:
- oczywiście telefon Nokia E52-1 Silver Aluminium,
- bateria litowo-polimerowa BP-4L 1500 mAh,
- ładowarka microUSB Nokia AC-10,
- adapter do starych ładowarek z bolcem 3,5 mm oraz 2,0 mm Nokia CA-146C,
- krótki kabel do transmisji danych microUSB obsługujący ładowanie Nokia CA-101D (dłuższy był w 1. serii produkcyjnej),
- stereofoniczny zestaw słuchawkowy 3,5 mm mini-jack Nokia HS-48,
- karta microSD 1 GB Nokia MU-22 wewnątrz urządzenia, a na niej:
- oprogramowanie Nokia Ovi Installer (zamiast dawniejszej płyty CD, która była nawet jeszcze w 1. serii),
- mapy Polski dla zainstalowanej aplikacji Nokia Maps,
- bonus od serwisu Audioteka.pl — audiobook z nowym bestsellerem Paulo Coelho „Zwycięzca jest sam”,
- instrukcja obsługi i karta gwarancyjna,
- ulotka Nokia Eseries Experience, ulotka dot. poczty elektronicznej, ulotka dot. GPS.
Dwa słowa o akcesoriach... Jak widać w kwestii zasilania względem poprzedniczki nastąpił poważny przeskok ewolucyjny: powiększenie pojemności akumulatora o 50%, przejście z technologii Li-Ion na Li-Poly oraz zmiana wejścia ładowania z bolca 2,0 mm na uniwersalne microUSB z możliwością ładowania przez komputer. To wszystko sprowadza się na większy komfort użytkowania, ponieważ przy tym samym dwugodzinnym czasie ładowania otrzymujemy co najmniej trzykrotnie dłuższy czas działania na bateriach, a także możliwość spokojnego podładowywania bez obaw o tzw. „efekt pamięci” przy okazji przesyłania danych czy synchronizacji wiadomości z PC. Nie podoba mi się jedynie fakt, że ta nowa ładowarka jest dwukrotnie większa (na szczęście nie dwukrotnie cięższa) od mikrusa z E51, który swego czasu tak strasznie mi się spodobał. Oczywiście można zastosować tamtą ładowarkę i dołączoną przelotkę, ale przecież nie o to chodzi.
W zamian za w/w minusik muszę jednak pochwalić pełne przygotowanie do nawigacji GPS, naprawdę możliwej do włączenia w te promowane 5 minut. Chwali się też bonusowy audiobook (ponoć jest to wartki kryminał, więc będzie co kiedyś posłuchać). W kwestii dołączonych słuchawek specjalnie się nie wypowiem, gdyż audiofilem nie jestem, a do porównania mam jedynie Creative'y EP-630 jeszcze z czasów Nokii 3110c, które same nie należą do czołówki rynku. Jednakże dźwięk z HS-48 jest przyjemny i spokojnie wystarczający dla większości słuchaczy. Przynajmniej się od tego zestawu nie ogłuchnie. (;
Obudowa, wygląd, wymiary, waga
Obudowa Nokii E52 wykonana jest z dobrej jakości plastiku i pewnie trzyma się w dłoni, jednakże materiał obudowy Nokii E51, a zwłaszcza jej tył i krawędzie, był przyjemniejszy w dotyku. Aluminiowa klapka od baterii, na której teoretyczną kruchość uskarżało się wielu użytkowników, faktycznie jest cieniutka i lekko się ugina pod naciskiem, ale nie sądzę, by miała specjalną tendencję do łamliwości, jeśli tylko nie będzie się z niej robić samolocika. Osoby odwołujące się do klapki poprzedniczki niech pragną zauważyć, że jej powiedzmy nawet trzykrotnie większą solidność powodował porządny kawałek metalu, który był ewenementem nawet wśród telefonów innych producentów.
Jak wspomniałem wyżej, mój egzemplarz pochodzi już z nowej serii produkcyjnej, dlatego obudowa jest właściwie spasowana i nic w niej specjalnie nie trzeszczy (po dwóch miesiącach używania stwierdzam wszelako, że jeśli ktoś się uprze i będzie mocno naciskał przednie dolne rogi „ramki”, usłyszy znikome przesunięcia). Jedynie na samym początku ta tylna klapka od baterii (a jakże) próbowała leciutko „latać” w płaszczyźnie pionowej, lecz po tygodniu noszenia w kieszeni spodni zaniechała takich głupot, a przynajmniej nie okazuje już tego w stopniu zauważalnym. Dość jednak psioczenia na ten nieszczęsny element — na jego obronę mogę dodać fakt, że urozmaica on kolorystycznie całe urządzenie, mieniąc się pod światło odwrotnie niż cała reszta jednolitego monolitu. Pokrywka w poprzedniczce była akurat srebrna i błyszcząca, dzięki czemu służyła nawet za tak prozaiczną rzecz jak lusterko, co osobiście bardzo mi odpowiadało. Obecnie tę „funkcję” z konieczności musiał przejąć wyświetlacz, na szczęście tu zbliżony rozmiarami do tamtej klapki, choć jednak to już nie to samo.
Sam telefon wydaje się być bardzo duży, ale to tylko złudzenie spowodowane większym wyświetlaczem i klawiszami. Tak naprawdę jest jedynie nieco dłuższy i tylko minimalnie szerszy, za to jest trochę cieńszy względem prekursora (114,8 x 46 x 12 mm vs. 116 x 49 x 9,9 mm). Wartość masy z suchych danych technicznych wskazuje na jedynie minimalną przewagę sukcesora (100 g x 98 g), jednakże praktyczne odczucia przemawiają wyraźnie na jego korzyść (lub zgoła słabostkę, jeżeli ktoś jest misterny i lubi nosić cegły w kieszeni, by go wiatr nie porywał:). Wrażenie to spowodowane jest albo używaniem chińskich wag do pomiaru, albo rozkładem masy na nieco większą powierzchnię.
Przedni panel zawiera: czujnik światła, przednią kamerę, głośnik rozmów, (o, i tu niespodzianka) wyświetlacz i blok klawiatury. Na dole lewego boku znajduje się uniwersalne złącze microUSB służące do transmisji danych z PC i ładowania baterii. Względem Nokii E51 brakuje tu przycisku do włączania nagrywania w dyktafonie. Na prawym boku są klawisze do regulacji głośności, klawisz do wywoływania funkcji za pomocą głosu oraz, nowość, klawisz foto. Góra jest zajęta przez włącznik oraz złącze słuchawkowe mini-jack 3,5 mm (zamiast micro-jacka 2,5 mm), natomiast na dole jest jedynie mikrofon oraz otwór na zawieszkę. Tył zajmuje głośnik główny, obiektyw fotoaparatu, dioda LED oraz klapka od baterii z logo Nokia Eseries.
Klawiatura oraz klawisze boczne
Klawiatura w modelu jest bardzo ergonomiczna, a wiadomości pisze się z niej wygodnie oraz co najważniejsze szybko, zwłaszcza z włączonych patchem skracającym czas oczekiwania na podanie kolejnego znaku. Klawisze alfanumeryczne są wreszcie odpowiedniej wielkości. W Nokii E51 były one jednak dla wielu zbyt małe, obecna koncepcja dąży do ideału znanego z Nokii 3110c. Ciekawostką jest nowa kombinacja blokady klawiatury: lewy i prawy klawisz wyboru, zamiast dotychczasowego: lewego klawisza wyboru i gwiazdki (trzeba się znów jakiś czas przyzwyczajać). Ponadto zlikwidowano również diodę sygnalizującą np. nieodebrane połączenie. Od teraz jej funkcję przejęło migające podświetlenie D-Pada.
Klawisze funkcjonalne są dużo lepiej zorganizowane. Usunięcie jednego klawisza kontaktów podziałało wręcz zbawiennie na całą „napchaną” górną część klawiatury. Warto dodać, że funkcje wywoływane pozostałymi trzema klawiszami można sobie, tak jak w poprzedniczce, dowolnie skonfigurować — osobno zarówno reakcję na naciśnięcie, jak i na przytrzymanie (u mnie np. przytrzymanie klawisza kalendarza wywołuje Kontakty, co zastąpiło fizyczny brak dedykowanego klawisza). Przesunięcie klawisza „BackSpace” pod prawy klawisz wyboru jest kolejną bardzo dobrą decyzją (tu już wcale nie tak trudno się przestawić), gdyż uniemożliwia jego pomyłkowe wciśnięcie zamiast klawisza „2”, co czasami się zdarzało. Jednakowoż „wyniesienie” tych czterech klawiszy funkcyjnych nie było najrozsądniejszym pomysłem, ponieważ łatwo je zahaczyć przy wciskaniu którejś słuchawki. Same klawisze słuchawek są natomiast nieco zbyt małe w stosunku do reszty.
Skok klawiatury, zwłaszcza zaraz po „przesiadce” z poprzedniczki, wydał mi się zbyt oporny. Najbardziej zauważalne było to w D-Padzie, lecz obecnie już się do tego przyzwyczaiłem. Nokia E51 miała jednak o wiele wyrazistszy skok, ale nie wiem czy nie było to zarazem jej przekleństwem, gdyż po lekkim zapchaniu klawiszy jakimś brudem (na szczęście bardzo rzadka sytuacja) wciskało je się zdecydowanie trudniej, aż do czasu usunięcia tychże zanieczyszczeń choćby zwykłą igłą. Dla porównania skok w Nokii 3110c jest jeszcze bardziej toporny od obydwóch w/w modeli, więc jak dla mnie jest nieźle. Kolejną zaletą takiego a nie innego skoku może być zminimalizowanie sytuacji, w których przypadkowo nacisnęliśmy nie ten klawisz.
Klawisze boczne oraz włącznik są elementami, które mogę szczerze pochwalić. W końcu usunięto jedną z najbardziej denerwujących wad poprzedniczki, czyli badziewne gumki, które po roku się przedziurawiały i trzeba było przyciskać je paznokciem. Zastąpiono je normalnymi metalowymi przyciskami. Aż nie chce się wierzyć, że dopiero przy konstruowaniu tego modelu, projektanci wpadli na tę jakże kreatywną myśl techniczną. Drugą z wad, które oszpecały Nokię E51 z czasem jej eksploatacji, był zdzierający się chrom z D-Pada — na szczęście tutaj również już nie musimy się tym martwić.
Bateria — rewelacja czy marketing?
Akumulator zastosowany w telefonie jest o całą klasę lepszy od wszystkich innych stosowanych w moich poprzednich nabytkach. W części dotyczącej akcesoriów pisałem już, że w tej kwestii nastąpił bardzo poważny skok, ale rzecz jest godna powtórzenia. Nigdzie wcześniej, nawet w zamierzchłych Motorolach, nie zajmował tak wielkiej powierzchni jak tu, a także nie był tak pojemny (aż 1500 mAh). Dodatkowo nowy proces technologiczny (Li-Poly zamiast Li-Ion) wyklucza jakiekolwiek szanse zaistnienia tzw. „efektu pamięci” oraz wpływa korzystnie na czas pełnego ładowania, który wynosi tu zaledwie dwie godziny. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest też automatyczne włączanie się systemu oszczędzania energii, gdy poziom naładowania spadnie poniżej 10%, polegającego głównie na redukcji czasu i jasności podświetlenia ekranu. Oczywiście można go aktywować lub dezaktywować w dowolnym momencie za pomocą menu wywoływanego za pomocą włącznika.
Mimo powyższego technicznego bełkotu zapewne najbardziej interesuje wszystkich fakt, czy to wszystko wpływa na powoduje tak dużą wytrzymałość baterii, wyśrubowaną przez producenta aż do 23 dni w stanie czuwania lub do 8 godzin rozmów, czy są to jednak wyłącznie tanie marketingowe mrzonki. Czas podany przez Nokię istotnie budzi powątpiewania, zwłaszcza że dla Nokii E51 wynosił on również niemałą liczbę 13 dni, a jak wiadomo ciężko było jej przetrzymać choćby cztery doby przy małym użytkowaniu (u mnie przy średnim wytrzymywała co najwyżej dwie), co wykazuje, że nie wolno popadać w skrajności i zawierzać bajkom wymyślonych przez producenta. Muszę jednak wszystkich zapewnić, iż bateria może nie trzyma tych trzech tygodni, ale i tak jest co najmniej trzykrotnie lepsza od poprzedniczki (już 10-minutowe ładowanie od zera spowodowało, że nie mogłem jej umyślnie wyczerpać przez 2 godziny), a to właśnie należy uważać za wielki sukces.
Miałem świetną okazję sprawdzić to na wakacyjnym wyjeździe, na którym równie często korzystałem z dobrodziejstw Wi-Fi, jak rok temu na Nokii E51, więc wyniki testu są miarodajnie. Otóż poprzedniczkę musiałem ciągle podłączać do ładowania, jak tylko znajdowałem się w pokoju gościnnym, by na mieście (gdzie był dostęp do Internetu) nie padała. Bez tego wytrzymywała zaledwie pół dnia, maksymalnie może z 7-8 godzin, a przecież nie „siedziałem” na niej bez ustanku, tylko np. w barze przez jakiś czas czytałem sobie wiadomości i szedłem dalej. Tak samo podczas podróży nocnym pociągiem nie wytrzymała do jej końca (10 z 13 godzin), a wykorzystywałem ją do słuchania muzyki i sporadycznie do paru gier.
Sytuacja z następczynią wyglądała na szczęście zgoła inaczej. Tego roku Internet był już w pokoju gościnnym, co niezmiernie przydało się podczas paskudnego deszczowego tygodnia. Po jednorazowym nocnym naładowaniu mogłem dosłownie nieustannie mieć włączone Wi-Fi w tle, co jakiś czas sprawdzając wiadomości, a na przemian czytając M-Booka, a ona i tak wytrzymała całe dwie doby! Jeśli nie jest to wynik rewelacyjny, to ja już nie wiem już, jaki inny mógłby takim być. Porównując jeszcze podróż pociągiem, tym razem wybrałem transport dzienny i podobnie ją używałem, a ona oznaki Baterii na wyczerpaniu zaczęła zgłaszać dopiero dnia piątego od tego czasu! I tak zostało. Jak poprzedniczka trzymała mi 2 dni, tak ona wytrzymuje z 7-8! Dodam tylko, że po totalnym rozładowaniu i pierwszym wyłączeniu, nie da się jej już ponownie włączyć (nawet budzik nie zadzwoni), jak to bywało w niektórych telefonach, które zostawiały jeszcze pewien zapas energii.
Platforma sprzętowa, system operacyjny
Po opisaniu zewnętrznych walorów telefonu i szerokiego spektrum akcesoriów, nadszedł czas na „bebechy”, czyli osprzęt oraz zainstalowane oprogramowanie. Telefon zaprojektowany jest na platformie Eseries, której odwiecznym targetem byli klienci biznesowi oraz tacy, którzy ponad czynnik ekonomiczny przedkładali najwyższą trwałość, zaawansowane technologie, klasyczny styl. Dzięki temu seria ta, jak żadna inna, wyrobiła sobie markę najsolidniejszej i łączącej większość najlepszych cech. Czy jest tak i w tym przypadku? Myślę, że jak najbardziej tak, a powyższa konwencja została zachowana — urządzenie zawiera wszystkie najpotrzebniejsze funkcje, które można oczekiwać od nowoczesnego smartfona, natomiast funkcje multimedialne będące domeną Nseries również stoją na stopniu co najmniej przyzwoitym.
Jedną z rzeczy, która zaważyła o „kultowości” poprzedniczki była jej cena, niezwykle atrakcyjna w stosunku do posiadanych możliwości, która mogła być uważana nawet za ewenement wśród dość snobistycznej platformy. Cieszy więc fakt, że także następczyni stara się kontynuować tę dobrą tradycję, choć już w nie tak dużym stopniu, co jednak jest nieco usprawiedliwione ilością posiadanych „bajerów”. Nadal za cenę dwóch Nokii E51 w dobrym stanie można mieć nową Nokię E52, tak samo jak rok temu. Ale rynek i czas są nieubłagane, więc cena nowości również będzie stopniowo spadać, ku uciesze nas wszystkich, konsumentów.
Wracając do platform, na których działa telefon, kolejną z nich jest Series 60 w wersji 3.2.3, która z kolei oparta jest o system operacyjny Symbian OS w wersji 9.3. Całość nazwana jest w skrócie Series 60 3rd Edition, Feature Pack 2 (S60v3 FP2), która już choćby z samej nazwy jest nowsza od systemu zastosowanego w poprzedniczce (S60v3 FP1). Jakie to daje różnice dla przeciętnego użytkownika? Przede wszystkim nie należy spodziewać się wielkiej rewolucji (co wskazuje niezmieniony główny numer wersji platformy), ale za to jest tu masa poprawek, udogodnień i udoskonaleń względem starszego Feature Packa, które będę starał się sukcesywnie przedstawiać w trakcie opisu oprogramowania.
Smartfon posiada procesor ARM 11 o częstotliwości taktowania równej 600 MHz (przeskok względem 369 MHz) oraz 128 MB pamięci operacyjnej (względem 96 MB), co w zupełności wystarcza do płynnej pracy i jednoczesnego działania w tle kilku wymagających aplikacji. Nie podoba mi się jednak diametralne zmniejszenie pojemności pamięci telefonu (dysk C:/) do 60 MB, zwłaszcza że po zhackowaniu systemu i zainstalowaniu niezbędnych aplikacji pamięć ta kurczy się zaledwie do 10 MB. Poprzedniczka mieściła 130 MB danych, przy czym 100 MB było jeszcze wolnych po zainstalowaniu tych samych programów. Na szczęście w erze kart pamięci nie wpływa to w ogóle na działanie telefonu, choć mimo to zawsze wolę mieć więcej wolnej pamięci niźli 10 razy mniej.
Intuicyjność i szybkość działania interfejsu
Przejrzystość i wygoda obsługi to kwestia, na którą zwraca uwagę bardzo wiele osób, zwłaszcza nie bardzo obeznanych ze światem smartfonów. Niestety ciężko mi jest ją obiektywnie określić, bo już z najprostszych telefonów wydobywałem od zawsze różne skomplikowane i niedostępne funkcje, więc nawet najbardziej zagmatwany system nie będzie dla mnie wielkim wyzwaniem. Opanowanie mojego pierwszego Symbiana „od podszewki” zajęło mi więc tydzień, maksymalnie dwa włączając hackowanie. Nie znam też żadnego innego systemu operacyjnego, gdyż w moim dorobku królowała prawie wyłącznie Nokia, więc nie bardzo mam do czego się odnieść. Sądzę jednak, że wszystkie najważniejsze funkcje urządzenia są od razu dostępne nawet dla laika i tu naprawdę nie można się do niczego przyczepić.
Zmiana ustawień telefonu jest jednak trochę niespójna i nieco zbyt rozrośnięta, co może trochę przerazić i być dla niektórych nie do przebrnięcia bez instrukcji. Pomocne są tu kreatory uruchamiające się np. przy pierwszym włączeniu telefonu. Szczególnie podoba mi się znany już kreator ustawień internetowych wykrywający operatora aktualnie włożonej karty SIM oraz samodzielnie dobierający ustawienia, dzięki któremu nie trzeba bawić się w ściąganie konfiguracji przez strony operatorów. Ciekawą rzeczą, która pojawiła się już wcześniej, a teraz została rozbudowana, jest kompletny system głośnomówiący, dzięki któremu osoby niewidome lub niedowidzące mogą w miarę swobodnie uruchamiać różne funkcje, zadzwonić na dany numer, wysłuchać SMS-a (po pobraniu polskiego głosu „Marta”, przez Panel sterowania > Telefon > Mowa > Opcje > Pobierz języki) czy nawet wyszukać utwór w odtwarzaczu muzyki. Super sprawa!
System chodzi szybko, sprawnie i stabilnie; nie ma mowy o jego zawieszaniu się jak w starszych wersjach. Samo menu wyświetla się w postaci siatki 3 x 4 lub listy, a uruchomione aplikacje są od teraz oznaczane kółeczkiem w prawym górnym rogu. Zastosowanie mocniejszych podzespołów daje efekty, co widać chociażby przy włączaniu i wyłączaniu się urządzenia, gdzie czas ten jest lepszy o kilka sekund (np. tyle samo trwa włączanie się Nokii E51 bez PIN-u, co w Nokii E52 przy jego ręcznym wprowadzaniu). Możliwe jednak, że to tylko takie wrażenie, gdyż sam proces włączania został podzielony na dwie części: uruchamianie się programów systemowych (po czym Nokia jest już gotowa do pracy) oraz za minutę uruchamianie się programów zewnętrznych dodanych do autostartu (np. menedżer zadań), co wstrzymuje ją na jakieś 3 sekundy.
Względem poprzedniczki wyeliminowano „skakanie” menu po pierwszym wejściu do niego. Niestety jednocześnie przy zainstalowanych kilkunastu aplikacjach częściej widać „przymuły”, choć polegają one jedynie np. na wyświetlaniu się białych pól w części ekranu, która jest aktualizowana, nie wpływając na znane wcześniej „zamrażanie” klawiatury. Wygląda to jednak dość nieelegancko. Defekt ten udało mi się na szczęście zniwelować włączając efekty tematu (Kastora), które poprzez wyświetlanie animacji przejść dają telefonowi czas na pełne zaktualizowanie się ekranu. Rzeczą godną pochwały jest natomiast usunięcie pewnej drażniącej niedogodności. Mianowicie dawniej wyjmowanie karty pamięci „na gorąco” powodowało, że aplikacje na niej zainstalowane lądowały później jak leci w Instalacjach i trzeba było je od nowa segregować w folderach. Obecnie układ aplikacji SIS jest już wreszcie zapamiętywany, choć widżety WGZ nadal trzeba ciągle od nowa układać lub trzymać na stałe w Aplikacjach. Ze szczegółów podoba mi się też przyspieszanie przewijania obszernych list po dłuższym przytrzymaniu klawisza nawigacyjnego — poprzednio mogło to bowiem trwać w nieskończoność.
Zainstalowany software i jego rozszerzanie
To, co najbardziej lubię w Symbianie, to jego pełna konfigurowalność i możliwość wręcz nieograniczonej personalizacji (np. menu, klawiszy, czy skrótów w domyślnych aplikacjach). A to dopiero początek. Cała przygoda zaczyna się wraz z instalacją dodatkowych programów pisanych są w powszechnie znanym języku C++ lub też skryptów Python. Dzięki popularnej platformie programistów ogranicza w zasadzie wyłącznie ich własna kreatywność. Przez lata narosło więc tysiące aplikacji, które potrafią dosłownie wszystko. Można nimi: „załatać” braki w standardowej funkcjonalności, np. dodać nowe formaty plików wideo; zastąpić domyślne aplikacje, np. używać Opery Mobile lub wgrać zupełnie nowe funkcje, np. zrzuty ekranu.
Smartfon posiada plaftormę N-Gage, dzięki czemu możemy bawić się najbardziej zaawansowanymi technicznie grami na Nokie. Oprócz aplikacji dedykowanych na Symbiana obsługuje on również najzwyklejszą Javę, bez żadnych ograniczeń rozmiarów MIDletów. Na plus mogę dodać fakt, że względem poprzedniczki włącza się ona zdecydowanie szybciej (przetestowane poprzez porównanie czasów otwierania aplikacji z rozkładami komunikacji miejskiej — 2,5 sek. vs. 4 sek.) oraz wreszcie można regulować w niej głośność dźwięku, co dotychczas było niemożliwe i strasznie denerwowało, pozostawiając do wyboru albo włączanie gier z pełną głośnością, albo przełączanie się na cichy profil każdorazowo przed ich uruchomieniem.
Dodatkowo bardzo łatwo można także całkowicie odmienić wygląd telefonu. Wystarczy wgrać nowe motywy, które są o wiele bardziej rozbudowane i lepiej ingerujące w szatę graficzną niż tematy znane z telefonów bez systemu (dopiero patche graficzne z Series 40 mogą się z nimi równać). Ponadto po zhackowaniu Symbiana zaawansowani użytkownicy mogą podmienić czcionkę (jej wielkość da się akurat zmienić przez fabrycznie zainstalowany Font Magnifer) czy np. zabawić się w podmianę ekranu startowego. Złamanie systemu daje też możliwość wglądu do ukrytych katalogów i uruchamiania przeróżnych patchy, dzięki czemu da się zmieniać zachowanie nawet programów systemowych!
Pomimo wszystkich zalet oprogramowania zewnętrznego w prezentacji smartfonu skupię się wyłącznie na wbudowanej funkcjonalności, którą otrzymuje klient tuż po zakupie. A ta prezentuje się co najmniej naprawdę zadowalająco. Mamy tutaj: zegar światowy z funkcją budzika, kalendarz z funkcją organizera, bardzo prosty kalkulator, konwerter, (stopera i minutnika znanego z telefonów bez systemu brak, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by je doinstalować), zwykłe notatki tekstowe, aktywne notatki z załącznikami, Adobe Reader LE do odczytu dokumentów PDF, Quickoffice otwierający dokumenty Worda, Excela i PowerPointa(!), archiwizer ZIP oraz nowości względem Nokii E51: słownik (trzeba doinstalować język polski), klient YouTube, skróty do portali społecznościowych i skróty do przeróżnych serwisów Nokia Ovi. Po mimowolnym zejściu na starszy Product Code w celu aktualizacji softu z 033.002 straciłem: odtwarzacz Audioteka.pl, Gmail, Psiloc Wireless Presenter (WiPresenter), Psiloc World Traveler oraz dwie standardowe gry (unowocześniony tetris i pasjans).
Wyświetlacz oraz ekran trybu gotowości
Kolejną promowaną zaletą Nokii E52 jest wyświetlacz z aktywną matrycą powiększoną o prawie pół cala do wielkości 2,4" oraz o 24-bitowej głębi i gamie 16 milionów kolorów. Niezmienioną pozostała rozdzielczość, wynosząca 240x320, która jest od dawna standardem na rynku. Ekran nic nie stracił na wyrazistości ani świetnym odwzorowywaniu kolorów, wręcz przeciwnie, jest czytelny nawet w pełnym słońcu. Wydaje mi się też, że dodatkowo jest jeszcze minimalnie jaśniejszy od ekranu poprzedniczki. Dla porównania ustawiłem w obu telefonach maksymalny poziom jasności, a następnie zbliżyłem je do siebie. W Nokii E51 bardziej był widoczny odbity obraz z wyświetlacza Nokii E52 niż odwrotnie. Nie wiem, czy może służyć to za miarodajny test, niemniej jednak daje do myślenia.
Jeśli rozchodzi się o wielkość ekranu, to nigdy nie narzekałem na prekursorkę. Z każdym moim zakupem telefonu w nowszym zawsze znajdował się większy od poprzedniego, więc po przeskoku z Nokii 3110c sam model Nokii E51 jak i jej ekran wydały mi się już naprawdę spore. Jednakże miesięczna „praktyka” na sukcesorce uświadomiły mi, że dopiero wielkość 2,4 cali jest optymalnym rozwiązaniem. Chociaż na 2" nadal nie ma źle, teraz wydaje się już jednak trochę za mały, wskutek czego rozumiem już narzekania jego użytkowników. Jeśli zaś ktoś jest niezrozumiale wybredny i nadal potrzebuje większego wyświetlacza, to najlepszym wyborem bez rozpychania kieszeni będą już tylko telefony dotykowe.
Smartfon „nafaszerowany” jest obecnie najróżniejszymi czujnikami: jest znany już wcześniej luksometr (czujnik światła) niezwykle pomysłowo oszczędzający baterię poprzez przygaszanie ekranu przy słabszym oświetleniu; natomiast nowością jest umieszczony w końcu akcelerometr (czujnik ruchu) pozwalający na autorotację ekranu oraz magnetometr (cyfrowy kompas), który jest pomocny przy orientowaniu mapy w nawigacji satelitarnej, a który możemy przetestować za pomocą wbudowanej aplikacji Dane GPS.
Aktywny tryb gotowości pulpitu jest doskonale znany nie tylko w świecie Symbianów, ale także wśród nowszych telefonów Series 40, dlatego i tu go nie mogło zabraknąć. Tak jak poprzednio możemy dowolnie skonfigurować wszystkie wyświetlane skróty oraz aplikacje w postaci pasków. Innowacją są tu tzw. tryby ekranu (do wyboru biznesowy lub osobisty). Każdy tryb może mieć ustawiony inny motyw, tapetę oraz organizację skrótów pulpitu. Jest to świetna namiastka wirtualnych pulpitów, szczególnie przydatna dla osób, które używają telefonu do pracy i po pracy. Górna część ekranu z zegarem została lepiej zorganizowana, dzięki czemu zajmuje teraz mniejszą wysokość. Dodatkowe wolne miejsce zostało wykorzystane na dole, gdzie wyświetlają się teraz w zależności od potrzeby dymki z informacjami o nieodebranych połączeniach, wiadomościach albo poczcie głosowej. Najechanie taki na dymek powoduje jego rozwinięcie i podgląd tychże zdarzeń (np. kto o której dzwonił). To użyteczny bajer przyspieszający orientację w masie wiadomości.