
Niektórych drażni widok faceta rozmawiającego głośno przez telefon komórkowy w miejscu publicznym. Dlatego wielu użytkowników "komórek" wstydzi się pokazywać z aparatem przy uchu - pisała w 1994 roku katowicka "Gazeta Wyborcza" w artykule "Nie trzeba się wstydzić". Telefonia komórkowa była wówczas nowością - potwornie drogie i ciężkie aparaty sprzedawała jedna firma, w dodatku w analogowym systemie pierwszej generacji.

Telefon, czyli równowartość malucha
Przez jakie telefony rozmawialiśmy 20 lat temu? Nokia 450 Cityman oraz Motorola 2000. Ta pierwsza obchodziła zresztą niedawno swoje 25 urodziny. Telefon Nokia Cityman ważył zaledwie 800 gramów i to razem z baterią. "Zaledwie", bo ówczesne telefony komórkowe mogły osiągać masę nawet 5 kg. Był wyznacznikiem statusu, bo jego cena wynosiła mniej wówczas 41 milionów złotych (a za taką cenę można było kupić na przykład malucha).
Abonament
Jakość połączeń była dość słaba, sieć często bywała przeciążona. Początkowo trzeba było płacić Centertelowi nie tylko za rozmowy wychodzące, ale też za odebrane. Na opłacenie abonamentu w 1992 roku trzeba było wydać ok. 12 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Średnia krajowa wystarczała wówczas na 627 minut rozmowy. W kolejnych latach starano się wprowadzić SMS-y, ale nie udało się stworzyć standardu wspólnego z innymi sieciami.
Jednak dla szczęśliwego nabywcy nowego telefonu wydatki się nie kończyły - musiał on dopłacić jeszcze 500 dol. za przyłączenie do sieci, za to na resztę mógł spokojnie machnąć ręką. Jak donosiła "Gazeta Stołeczna", miesięczny abonament wynosił wtedy 25 dol. (ok. 35 zł po oficjalnym kursie NBP), a płaciło się za każdą rozpoczętą minutę połączenia (a nie jak obecnie, za sekundy). W Sieci nie zachował się niestety oryginalny cennik z 1992 roku, ale dostępny jest ten z roku '97.

Skóra, fura i komóra
Moja pierwsza komórka Motorola 9800 wyglądała jak kaloryfer i ważyła jak kaloryfer. Gdy dzwoniła, w promieniu 10 metrów znikał obraz z telewizora. (...) Komórkę nosiłem w walizce bo nigdzie indziej się nie mieściła. Zabawne były momenty gdy „cegła” zaczynała dzwonić na przykład na Marszałkowskiej i w tłumie ludzi trzeba było walizę otwierać - wspomina autor bloga Mięsożerca.blox.pl.
- Klient siadał przy barze i na blacie od razu lądował telefon. To był charakterystyczny łomot, po którym panienki zaczynały się pocić - opowiadał w 1997 dziennikarzowi "GW" Tomaszowi Toszy Marek, były kelner modnej katowickiej restauracji. - Ale po paru miesiącach aparaty zaczęli nosić typowi dorobkiewicze, trochę prymitywni, nachalni. Ten szpan już denerwował.
A kiedy zaczęła się Wasza przygoda z telefonami komórkowymi? Pamiętacie ich początki w Polsce?
Źródło: technologie.gazeta.pl