
Steve Jobs uwielbiał rozprawiać o czasach post-PC. Ich nadejście dawało nadzieję na pozbawienie dominacji Microsoftu. Dopiął swego.
Gigant z Redmond ma kłopoty. Jay Yarow z Business Insider w swoim materiale przekonuje, iż Microsoftowi grozi katastrofa. Firmie ma zagrażać nic innego, ale ekspansja mobilnych urządzeń, a szczególnie dwóch z nich - iPhone'a i iPada.
W tym momencie warto zatrzymać się na chwilę przy samym Apple'u. Już w 1996 roku, niedługo przed powrotem do Apple'a, Steve Jobs wyraził opinię, że "rynek PC-tów jest martwy", Microsoft wygrał i należy się z tym pogodzić. I choć firma z Cupertino nie zrezygnowała z produkcji komputerów, to z perspektywy czasu widać, że nacisk położono na inny rodzaj sprzętu - urządzenia mobilne.
W 2001 roku pojawił się iPod, w 2007 roku iPhone, a w 2010 roku iPad. Każdy z tych produktów osiągnął sukces większy niż maki. Szczególnie istotna okazała się premiera tabletu. Choć początkowo był złośliwie określany mianem przerośniętego iPhone'a, a upatrywanie w nim sprzętu godnego miana "post-PC" zbywano śmiechem, to jednak liczby mówią same za siebie - gdy sprzedaż komputerów spada, iPady radzą sobie świetnie. W ostatnim kwartale Apple sprzedał 14 mln iPadów (plus 4,9 mln maków), więcej niż największy producentów komputerów Lenovo (13,7 mln).
Zabójcze domino

Yarow wykorzystuje te dane do poparcia tezy, iż urządzenia mobilne podkopują rynek tradycyjnych komputerów już teraz. Fakt ten jest tak bardzo znaczący, że może zainicjować niszczycielskie domino, które doprowadzi do katastrofy Microsoftu.
Wszystko zaczęło się od, zdawałoby się niewinnego, wypierania telefonów BlackBerry przez iPhone'y w korporacjach. W miarę, jak pracownicy różnych szczebli zaczęli otrzymywać firmowe smartfony z jabłkiem na obudowie, Ci byli coraz bardziej oczarowani Applem i jego rozwiązaniami. Zaczęli naciskać na szefostwo, żeby kolejne rozwiązania także pochodziły od Cupertino. Pierwsza kostka domina padła.
W tym miesiącu bank Barclays poinformował, że zamiast nowych laptopów zakupi dla swoich pracowników 8,5 tys. iPadów. Druga kostka padła. Yarow twierdzi, że to nie ostatnia firma, która przynajmniej częściowo przejdzie na tablety Apple'a, podkopując sprzedaż Windowsów. Trzecia kostka. Za iPhone'ami i iPadami pójdą maki, kupowane do domów i do pracy. Czwarta kostka. Pracujące na urządzeniach Apple'a firmy przestaną inwestować w mało kompatybilne (szczególnie ze sprzętem mobilnym) pakiety Office. Piąta kostka. Bez pakietów Office nie ma sensu utrzymywać subskrypcji innych usług, z Exchange czy Lync łącznie. Szósta kostka.
Ostatnia kostka to Microsoft, którą od padnięcia powstrzymuje tylko Xbox. Ale dział zajmujący się grami generuje zbyt liche przychody, żeby zrównoważyć wielomiliardowe straty Windowsa czy Office'a. Kostka Xboksa się łamie. Koniec gry, Microsoft przegrał, Apple wygrał.
Yarow twierdzi, że czarny scenariusz jest tym bardziej możliwy, jeśli założymy, iż wszelkie znane nam próby Microsoftu odwrócenia negatywnego trendu nie odniosą spektakularnego sukcesu. Choć brakuje oficjalnych źródeł, to różnorakie plotki sugerują jedno - Windows 8 nie jest spektakularnym sukcesem, Surface nie jest przebojem rynkowym, a Windows Phone ciągle jedynie próbuje zostać trzecim, dużym graczem na rynku systemów mobilnych.
Choć potężni, to zbyt słabi, by dobić

Trudno odmówić tej argumentacji pewnej logiki. Rzeczywiście, sytuacja Microsoftu nie wygląda wesoło i doskonale wpisuje się w ogólne kłopoty starych gigantów. Intel i Nokia - oni także (pierwszy mniej, drugi znacznie bardziej) cierpią z powodu zmian, które dokonały się na rynku. Mobilny rak ich zżera, pozbawiając dochodów i zmuszając do wydatków. Mimo to mam pewne wątpliwości co do nieuchronnego końca Microsoftu, a to z dwóch powodów.
Po pierwsze, Apple sam ostatnio przeżywa kryzys. Kryzys, który niektórych komentatorów sprowokował do ogłoszenia "początku końca Apple'a", a który wiążę się z prostym w sumie zjawiskiem - firma przez lata czerpała profity z tego, że sama wręcz stworzyła nowe rynki urządzeń. Jako ich twórca była jednocześnie ich monopolistą. Prędzej czy później musi się pojawić jednak konkurencja i teraz Apple z nią walczy. Walka jest kosztowna i już teraz dają o sobie znać coraz to wyższe koszty badań i rozwoju. To plus męcząca konkurencja z google'owskim Androidem sprawia, że Apple'owi może najzwyczajniej zabraknąć sił, żeby dobić swego dawnego rywala.
Po drugie, na horyzoncie nie widać zbytnio innego gracza, który mógłby szturmem podbić rynek i wyręczyć w morderczym dziele Apple'a. Google, powiecie? Google operuje na tylu tak różnych rynkach, że chyba sam już nie wie, z kim konkuruje. Android, wyszukiwarka, Chrome, Google+, chmura, mapy, samochody, okulary - a to tylko początek wyliczanki. Nic dziwnego, że później okazuje się, iż Samsung zarabia na Androidzie więcej niż sam Google - brak skoncentrowania na jednej dziedzinie musi kosztować.
Co więc nas czeka? Pewne przetasowania są pewne, era post-PC staje się faktem. Mimo to czas ogromnych, biznesowych zmian mógł już minąć. Apple i tak już wiele ugrał, a kilku pomniejszych graczy wypadło z rynku. Czy przemiany muszą zostać zwieńczone spektakularną klęską dawnych gigantów, w tym Microsoftu? Sądzę, że równie prawdopodobna jest zwykła stabilizacja rynku. Owszem, jedne firmy trochę stracą, drugie zyskają, ale tort zostanie podzielony między wielkich. I tak do czasu kolejnej, wielkiej rewolucji, ery "post-mobile".
źródło - technologie.gazeta.pl