
Śmieciowa Nokia?
W 2007 roku wydawało się, że Nokii nic nie jest w stanie zatrzymać. Wzrost zysków i rozpoznawalność marki niemal skazywały ją na sukces. iPhone zakłócił jednak plany wielu technologicznych gigantów, w tym fińskiego producenta telefonów. Co więcej, zarząd przez długi czas zdawał się nie dowierzać w to, co dzieje się na rynku.
Bardzo późne udostępnienie smartfona Nokii w pełni dostosowanego do obsługi ekranu dotykowego i wyposażonego w nowoczesny interfejs, pozwoliło na przejęcie prowadzenia przez Apple i Samsunga. Błyskawiczne pojawiło się również kilka “nowych” firm specjalizujących się w produkcji smartfonów, jak chociażby tajwańskie HTC. Agencje ratingowe Moody’s, Fitch czy S&P oceniają natomiast możliwości kredytowe Nokii na poziomach spekulacyjnych, nieoficjalnie nazywanych przez inwestorów “śmieciowymi”.
Wreszcie zmiany?
Serwis Yahoo China wspomniał niedawno o tym, że nowy model Nokii Lumia 920 jest rozchwytywany przez klientów. Urządzenie jest dostępne w sprzedaży od niecałego miesiąca, a już teraz fiński koncern otrzymać miał na ten telefon 2,5 miliona zamówień. *(Samsung Galaxy S III sprzedaje się w 5 milionach egzemplarzy na miesiąc.) To astronomiczna liczba, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę wcześniejsze doniesienia o niezbyt dużej popularności Lumiii 800.
Na tym jednak koniec sztywnych danych, które dodatkowo trudno potwierdzić. Nokia chwali się natomiast faktem, że jej smartfony zostały szybko wyprzedane w Stanach Zjednoczonych, Niemczech czy Australii. Tego typu informacje są jednak bezużyteczne, jeśli nie wiemy, jak duże zapasy miały sklepy w tych krajach. Być może problemy z dostawami są po części zabiegiem marketingowym, jednak mogą wynikać również z braku odpowiedniej liczby podzespołów. Układy takie jak S4 Qualcomma czy ekrany PureMotion HD+, wymagają zaawansowanych linii produkcyjnych, które mogą zwyczajnie nie nadążać z wytwarzaniem odpowiedniej liczby podzespołów.
Fundusze inwestycyjne nie błądzą?
O ile przyzwyczajeni jesteśmy do ciągłych zapewnień Nokii o tym, że “wcale nie jest tak źle”, znacznie rzadziej możemy obserwować stojące za tym faktyczne pieniądze. W ubiegłym kwartale działo się jednak coś bardzo ciekawego: fundusze inwestycyjne zarządzające gigantycznymi sumami, zaczęły nabywać akcje europejskiego producenta telefonów. I to w bardzo dużych ilościach.
Goldman Sachs dokupiło 55 milionów akcji Nokii w okresie od lipca do września, powiększając swoje udziały o 90%. W ciągu tych samych trzech miesięcy zaangażowanie Barclays wzrosło natomiast o 115%, Credit Suisse o 94%, a Morgan Stanley aż o 700% sięgając 32 milionów akcji.
Jeśli ktoś inwestuje tak duże sumy w akcje dowolnej firmy, jedno jest pewne: spodziewa się wzrostu ich cen. Co ciekawe, choć kapitalizacja giełdowa Nokii w ostatnich miesiącach utrzymywała się na podobnych poziomach, ubiegły tydzień bardzo się wyróżniał. Cena akcji fińskiego koncernu systematycznie rosła, w ciągu zaledwie kilku dni zyskując ponad 30%.
Wielki powrót Nokii?
Nawet jeśli nowe smartfony Nokii świetnie się sprzedają, a wzrost cen akcji nie jest tylko chwilową korektą, przed europejską firmą bynajmniej nie koniec kłopotów. Jak wynika z ostatniego raportu kwartalnego Nokii, firma tylko w ciągu trzech miesięcy “spaliła” ponad 576 milionów euro. W analogicznym okresie rok wcześniej, straty sięgały tylko 71 milionów.
Niedawno szacowało się, że zapasy gotówki wystarczą Nokii na finansowanie strat jeszcze przez około 1,5 roku. Jeśli uda się zwiększyć przychody, koncern może mieć jednak znacznie więcej czasu na odbudowanie swojej pozycji. Nie trudno więc o odrobinę optymizmu ze strony inwestorów, którzy jednak równie szybko mogą się odwrócić od firmy, jeżeli opublikuje ona niezbyt korzystny raport za ostatni kwartał tego roku.
Źródło: komórkomania.pl