Paweł S. z Tychów stanął przed katowickim sądem, bo w internecie umieścił filmiki z Koziołkiem Matołkiem. Policja sprawnie namierzyła jego komputer. Szkoda, że w podobnym tempie nie pracuje przy innych, dużo bardziej bulwersujących sprawach.
Paweł S. umieścił w sieci filmy animowane należące do Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Były to m.in. fragmenty dwóch pierwszych odcinków "Przygód Koziołka Matołka". Wytwórnia zawiadomiła prokuraturę.
Ponieważ filmy zostały umieszczone na amerykańskim serwerze, prokuratorzy poprosili o pomoc swoich kolegów ze Stanów Zjednoczonych. Amerykanie błyskawicznie ustalili IP komputera, z którego filmy zostały wysłane do sieci. Prokurator mógł sporządzić akt oskarżenia przeciwko Pawłowi S. Mężczyzna odpowiada za rozpowszechniania cudzego utworu bez pozwolenia. Grozi za to grzywna lub kara pozbawienia wolności do dwóch lat.
To kradzież. Musieliśmy reagować
Andrzej Orzechowski, prezes bielskiego studia, cieszy się, że sprawa została szybko załatwiona. - Oczywiście rozumiem młody wiek sprawcy. Być może nie był świadomy, że łamie prawo, umieszczając w sieci filmiki, ale jest to jednak okradanie kogoś z własności. Musieliśmy zareagować - mówi prezes.
Trudno się z nim nie zgodzić, ale czy szybkość, z jaką zareagowała prokuratura w sprawie Koziołka Matołka, jest standardem we wszystkich innych sprawach, które wiążą się z przestępstwami, do jakich dochodzi w internecie?
Takiego zaangażowania organów ścigania nie doświadczyli rodzice 13-latki z Zabrza. Dziewczyna otrzymywała przez Gadu-Gadu komunikaty o pornograficznej treści. Ktoś ją straszył, że "zaciągnie ją w krzaki". Sprawcę w końcu udało się namierzyć, ale po namolnych prośbach i interwencjach rodziców. Nie dokonali tego prokuratorzy na podstawie IP komputera, tylko policjanci dzięki pracy operacyjnej.
Prokurator lubi bronić firm?
Andrzej Jaworski, poseł PiS, który zajmuje się przestępczością internetową, zauważył, że aktem oskarżenia najczęściej kończą się sprawy związane z łamaniem prawa autorskiego i ochroną znaków towarowych. - Prokuratorzy chętniej się nimi zajmują. Być może dlatego, że stoją za nimi wytwórnie, duże firmy, a nie pojedynczy człowiek ze swoja krzywdą. Niestety, sprawy dotyczące ochrony dóbr osobistych są przez śledczych traktowane "na odwal" - mówi poseł. Jego zdaniem prawo, które dziś obowiązuje, jest dobrze skonstruowane. Problemem jest praca prokuratorów i sądów. - W Polsce jest coraz więcej przestępstw internetowych. Pora, żeby odpowiednie instytucje otworzyły oczy i przestały je bagatelizować - mówi Jaworski.
Jak na razie prokuratorzy słuchać nie chcą. Mają np. problem z ustaleniem oszustów, którzy od miesięcy oferują pośrednictwo w załatwianiu pracy za granicą. Mówią, że są tyskimi adwokatami, inkasują pieniądze i znikają. Ludzie nabici w butelkę wydzwaniają do kancelarii mecenasów, oszuści niszczą ich dobre imię.
Minęło kilka tygodni, a śledczym niczego nie udało się ustalić. A przecież prokuratura zna numery telefonów, z których oszuści korzystają za granicą. Znane są także ich adresy e-mailowe.
Na pytanie, dlaczego tak długo trwa ustalenie oszustów, prokurator odpowiada, że "sprawa jest skomplikowana". Pewnie jak każda, w której trzeba ustalić IP komputera, z którego korzysta ktoś łamiący prawo. No ale z Koziołkiem Matołkiem się udało. Może dlatego, że zabrali się za to Amerykanie, od których nasi prokuratorzy jeszcze wiele powinni się nauczyć.
gazeta.pl