co do szkoły czekam na moment w którym będę potrzebował w życiu obliczania gęstości drewna
Jestem obecnie w 3 klasie... za odrobinę ponad pół roku mam egzamin gimnazjalny... i do egzaminu powinienem być przygotowany dobrze... A co słyszę? Że nie wyrobimy się, że za mało lekcji i za dużo materiału... Musimy się spotykać na dodatkowe godziny... No ok... Po czym... Dostajemy plan... Godzina zajęć technicznych, 2 Godziny zajęć plastycznych(Normalna plastyka i zajęcia artystyczne, robimy to z tą samą nauczycielka i praktycznie to samo) 4 Godziny WFu
2 normalnego, 2 jakiś zajęć sportowych... I jakaś edukacja dla bezpieczeństwa, chyba najprzydatniejsza z tych wszystkich dziadostw... Teraz ja sie pytam po co to? na co mi zajęcia techniczne na którym uczę się znajomości znaków i przepisów drogowych?! WTF? To przerabiałem w 4 klasie przy egzaminie na karte rowerową, to przerabiałem na karte rowerową i będę przy egzaminie na prawo jazdy jak bedę robił więc na co mi tego uczyć się w szkole? Przecie podstawowe zasady poruszania się po ulicy znam skoro dożyłem wieku 3 gim nie wpadając pod auto... Poza tym można zgrupować to w Edukacje dla bezpieczeństwa, z tego co wiem to będzie tam pierwsza pomoc, wzywanie pogotowia do wypadku, sygnały alarmowe... Przecie można dorzucić do tego zachowania na drodzę, co wolno a czego nie pieszemu... A jak ktoś będzie chciał jeździć autem to na egzaminie na prawko dostanie w kija więcej opisów, reguł, znaków... I z doświadczenia wiem że z teorii mało rozumiem... Ktoś mi kiedyś opisał jak ruszać autem... Umiałem tyle co i przed... Kiedyś na placu tata wsadził mnie do auta i pokazał jak się rusza i dal samemu spróbować i pojąłem od razu... Wiec teorie mogą mi opowiadać a ja i tak mało zrozumiem...
Po co mi 2 godziny plastyki skoro większość to opisywanie jak mamy to zrobić a malujemy na szybko jakiś prosty obraz w 20 minut albo coś innego... a jak nie umiałem rysować tak nie umiem... A ci co chcą w przyszłości rysować cokolwiek więcej to już od dawna szkolą się w tym kierunku i chodzą na inne zajęcia...
4 Godziny WFu... Wiem że jest potrzebny bo trza się ruszać a my się podobno wcale nie ruszamy (taaa, tylko kto robi codziennie na piechotę conajmniej 4KM do szkoły i z powrotem bo bliżej szkoły nie ma bo zamkneli prawie pod moim domem...) Ale 4 godziny to też przesadza, 2 przecież całkowicie wystarczały... A jak ktoś się nie chce ruszać to sobie załatwi zwolnienie całoroczne albo będzie przynosił od rodziców i tak załatwi... A ci co chcą chodzić na jakąś piłkę, siatkę to już dawno chodzą i trenują...
Pozostaje jeszcze 2 godziny religii... na którą wszyscy mają "stosunek aseksualny", mogło by jej nie być bo od przedszkola do teraz uczą ciągle to samo...
Więc pozostaję nam wywalone jakieś 5-8 godzin... Na egzaminie mamy Polski, Historie, Matematykę, Fizykę, Geografię, Biologię, Wos i język obcy. Z większości podobno nie wyrobimy się z materiałem i będzie trzeba się umawiać na dodatkowe zajęcia powtórkowe... A jakby wywalić te kilka bezsensownych godzin? Pozbyć się zajęć technicznych? Pozbyć się drugiej plastyki? Pozbyć się religii na której i tak nic nie robimy bo mamy nawiedzoną mocherbabe? Zamiast tego dołączyć nam po godzinie z każdego przedmiotu na egzaminie? Czy nie lepiej byłoby zamiast namalować jeden bzdetny obrazek to powtórzyć filozofię i daty oświecenia czy innej epoki literackiej? Czy nie lepiej byłoby zamiast nicnierobienia na WFie/Religii powtórzyć daty panowania królów dynastii Piastów?
Wiosek pozostawiam wam do oceny...